Ten tekst zapewne powinien zostać zatytułowany inaczej. W końcu każdy, kto choć przelotnie słyszał o prawie nagłówków Betteridge’a, może bez wgłębiania się w treść, odpowiedzieć na zawarte w tytule pytanie. Jednak tym razem zadałem je nieco przewrotnie, bo odpowiedź wcale nie jest tak oczywista. Ale zacznijmy od początku.
W dawno zamierzchłych czasach, gdy żyliśmy jeszcze w ciemnej epoce komputera łupanego, toczono wielkie boje o wyższości Linuksa nad Windowsem i odwrotnie. Tak, to jasne, że podobne spory toczą się do dzisiaj, jednak wówczas jednym z czołowych argumentów, który wytaczano przeciwko Linuksowi, był brak gier na ten system. W efekcie młodzi ludzie, którzy w komputerze upatrywali narzędzia przede wszystkim dostarczającego rozrywki, wybierali produkt Microsoftu, zaś starzy, którzy nie mieli czasu lub którym zwyczajnie się nie chciało, nie widzieli powodu, aby zmieniać przyzwyczajenia i przesiadać się na system z pingwinem.
Prawda oczywiście zawsze leżała gdzieś pośrodku, ale opinia pokutuje do dziś – wystarczy wspomnieć nie tak odległe czasy, gdy moi uczniowie w technikum informatycznym ze zdziwieniem stwierdzili, że „na tym Linuksie są gry”! I zamiast ćwiczyć komendy konsoli, odpalali SuperTuxa.
Źródło: SuperTux.
Obecnie czasy się zmieniły, Linux powszechnie używany jest do gier – wystarczy wspomnieć tylko o systemie operacyjnym konsoli PlayStation (no dobra, Orbis OS jest forkiem FreeBSD, ale i tak wciąż mu bliżej do Linuksa niż Windows), czy Androidzie, który jest właściwie dystrybucją Linuksa, i – jeśli wierzyć statystykom – oferuje ponad 440 tysięcy gier w samym tylko sklepie Google Play. To jednak nie wystarczy przeciętnemu graczowi, bo on chciałby odpalić na komputerze stacjonarnym topowe gry, o których czyta w Internecie, a które są szeroko reklamowane i omawiane w innych mediach. I wtedy pada sakramentalne pytanie „Jaką wybrać dystrybucję Linuksa do gier?”.
Jak to z tymi grami na Linuksa jest?
Aby odpowiedzieć na powyższe pytanie, najpierw musimy wyzbyć się błędnych założeń, którymi już dawno obrósł temat gier komputerowych na systemie z pingwinem. Zacznijmy od tego, że gry na Linuksa istnieją i mają się całkiem dobrze. Wiele firm, choć zwykle tych mniejszych, przygotowuje osobne wersje swoich produkcji, specjalnie na potrzeby użytkowników systemów Linux – w końcu chodzi im przede wszystkim o maksymalne rozszerzenie grupy potencjalnych nabywców. Takie gry po prostu uruchamia się w systemie i działają, gdyż grupa profesjonalistów zadbała o jakość swojego produktu. Można je znaleźć i zakupić jak każdą inną grę – osobiście zachęcam do zapoznania się z ofertą GOG-a, gdzie dostępnych jest wiele klasyków i pojawiają się ciekawe promocje.
Gry zaprojektowane na Windows są… grami na ten system operacyjny. I właściwie próby uruchomienia ich na Linuksie powinny być jak próby dolecenia samolotem na księżyc – teoretycznie się nie da, ale gdyby pokusić się o pewne przeróbki… Podobnie jest z grami windowsowymi – trzeba trochę pokombinować, aby uruchomić daną produkcję na Linuksie, ale nie jest to niemożliwe. A z pomocą przychodzi na przykład aplikacja Wine.
WineHQ, jak brzmi pełna nazwa aplikacji, jest implementacją interfejsu programistycznego systemów Windows – WinAPI – dla X11, czyli komponentu interfejsu środowiska graficznego, odpowiedzialnego za obsługę urządzeń wejścia i wyjścia oraz grafiki na Linuksie. Nie zagłębiając się bardziej w niuanse – aplikacja Wine potrafi uruchomić programy napisane pod Windows w linuksowych środowiskach graficznych, takich jak GNOME, KDE i inne. Jest więc kompatybilny z większością najpopularniejszych dystrybucji. No i posiada stale rosnącą liczbę aplikacji, które uruchamiają się na nim bez zarzutu – i nie dotyczy to wyłącznie gier.
Źródło: Skyrim – WineHQ.
Inna sprawa, że istnieje grupa całych dystrybucji Linuksa, zaprojektowanych bądź przerobionych właśnie pod gry, gdzie często Wine jest instalowany razem z systemem. Wspomnę tutaj tylko o SteamOS (zbieżność nazw z platformą Valve jest nieprzypadkowa), który mimo niewypału projektu Staem Machines (komputerów do gier z tym waśnie systemem operacyjnym), nie został jeszcze oficjalnie porzucony – oraz o alternatywie dla niego pod nazwą GamerOS.
Warto także wspomnieć o całych platformach do grania. Samego Steama można zainstalować na Linuksie, a gry, wspierane w tym systemie, mają specjalne oznaczenie i można je instalować podobnie jak na systemie Microsoftu. Największa konkrecja flagowego produktu Gabe’a Newella, czyli Epic Game Store także dostępny jest na Linuksa – nie jest to co prawda oficjalne rozwiązanie, ale – jeśli wierzyć opiniom w sieci – sprawdza się lepiej niż dobrze. Co ciekawe, mimo obecności w ofercie gier na Linuksa, klient GOG nie ma oficjalnej wersji aplikacji na system z pingwinem. A szkoda, bo możliwość integracji gier z rożnych platform w jednym programie wydaje się być świetnym pomysłem. Cóż, na tę chwilę pozostaje w tej kwestii zaufać innym rozwiązaniom.
Po co grać na Linuksie?
Linux jako taki nie jest platformą do gier. Mimo wszystko kolejne pokolenia zastanawiają się nad możliwością grania w tym właśnie systemie i przytaczają szereg powodów, dla których chcieliby to robić. Przyjrzyjmy się im i przy okazji obalmy parę mitów.
Linux jest systemem darmowym. Nie zawsze i nie do końca, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę czas potrzebny na przesiadkę na niego – często będzie wymagał dodatkowej konfiguracji (szczególnie jeśli naszym celem jest uruchamianie gier) i, być może, nauki posługiwania się nim. Niestety szkoły przyzwyczajają nas do jedynego słusznego systemu, więc próg wejścia do Windows jest zdecydowanie niższy. Trzeba więc zastanowić się, czy czas i być może nerwy, jakie poświęcimy na uruchomienie ulubionej gry na Linuksie, nie będą warte więcej, niż kilkaset złotych wrzuconych do skarbonki Billa Gatesa. Z drugiej strony, satysfakcja z uruchomienia opornej gry na Linuksie może być znacznie większa, od tej, czerpanej z samej rozgrywki. Poza tym niektórzy mogą zwyczajnie lubić dłubaninę w plikach konfiguracyjnych.
Źródło: Bruno /Germany – Pixabay.
Linux ma mniejsze wymagania sprzętowe, więc gry będą działały lepiej. To także nie zawsze jest prawdą. Są dystrybucje lżejsze i cięższe, więc nie jest wcale powiedziane, że wybierzemy taką, która obciąży nasz system mniej niż Windows. Dla przykładu, jedna z popularniejszych, także wśród graczy, dystrybucji – Ubuntu – wymaganiami szczególnie nie odstaje. Inna sprawa, że wymagania sprzętowe samych gier są nie do przeskoczenia – nawet jeśli odpalimy grę na lżejszym OS-ie, to komputer musi być wyposażony w odpowiednie podzespoły, które najzwyczajniej w świecie obsłużą dany tytuł. Różnica w wydajności gry na jednym sprzęcie, ale w różnych systemach, może się pojawić, ale zwykle będzie wahać się w okolicach kilku klatek na sekundę, więc jest praktycznie niedostrzegalna. Trzeba też pamiętać o sterownikach na Linuksa – niektórzy producenci sprzętu, jak Nvidia, zazdrośnie strzegą ich kodu źródłowego, przez co udostępniane pliki mogą nie obsłużyć wszystkiego (nie ograniczam się tu wyłącznie do gier), zaś ich otwartoźródłowe odpowiedniki będą zwyczajnie mniej wydajne. Świeżo zainstalowany system ma właśnie te drugie, więc czasem warto wybrać się na stronę producenta i poszukać czegoś lepszego.
Linux jest stabilniejszy niż Windows. Może. Obecnie system Microsoftu nie straszy już niebieskimi ekranami śmierci tak często, jak kiedyś. Usterki zdarzają się rzadko i w większości wynikają z awarii sprzętu, a więc problem pojawi się bez względu na zainstalowany system. Ponadto w Windows 10 jest wiele usprawnień dla graczy, które mają zoptymalizować działanie systemu, kiedy uruchomiona jest gra. Z drugiej strony, stan wielu gier, w momencie wypuszczenia ich na rynek, jest ostatnio tragiczny. Developerzy prześcigają się w rekordach gigabajtów łatek dostępnych już w dniu premiery, a i potem często w daną produkcję zwyczajnie nie da się grać. I nie mam tu wyłącznie na myśli niesławnego Cyberpunka. Dodatkowo na niestabilność danej produkcji na Linuksie może wpływać też fakt, że gra nie była na niego projektowana. A wszelkiej maści zabezpieczenia (np. antycheatowe) mogą zupełnie uniemożliwić jej uruchomienie.
Jakby nie patrzeć sytuacja z grami komputerowymi na Linuksie jest obecnie lepsza, niż jeszcze kilka lat temu i wygląda na to, że będzie się stale poprawiać. Jeśli więc chcesz się przesiąść na ten system i martwisz się o dostępność gier – nie warto łamać sobie głowy. Życia braknie, a i tak nie ograsz wszystkiego. Decyzja o zmianie systemu nie wzięła się znikąd, więc problemy z dostępnością jednego czy drugiego tytułu już w dniu światowej premiery, nie powinien mieć wpływu na przesiadkę. Jeśli zaś jesteś użytkownikiem którejś z dystrybucji Linuksa – cóż szkodzi spróbować? Nawet jeśli dzisiaj nie uruchomisz jakiegoś tytułu, możliwe że za miesiąc czy dwa pojawi się jego linuksowa wersja, albo windowsową uda się uruchomić dzięki Wine.
s
zabrakło imo informacji steam+proton to prawdziwa rewolucja imo